Dogoterapia. Co to takiego?
Najprościej mówiąc, to wspomaganie leczenia przez kontakt fizyczny z psem przy udziale jego ludzkiego przewodnika. Trzeba mieć świadomość, że dogoterapia nie leczy. Ona leczenie wspomaga.
Wobec tego, co wspiera kontakt z psem?
Może łatwiej byłoby odpowiedzieć na pytanie: czego nie wspiera (śmiech). Kontakt z psem to wachlarz dobrodziejstw. Może zacznijmy od tego, że pies działa terapeutycznie na dwóch poziomach: fizycznym i psychicznym. Warunek? Pacjent musi złapać mentalny kontakt z psem. I odwrotnie.
Czyli nie każdy pies uzdrowi każdego człowieka?
Dokładnie tak samo, jak nie każdy lekarz pomoże każdemu pacjentowi. Wszystko zależy od potrzeb i oczekiwań chorego oraz od predyspozycji psa, które mają być remedium na konkretne dolegliwości człowieka. I tu jest pies pogrzebany (śmiech).
Przy jakich dolegliwościach pies może pomóc?
Zacznijmy od fizycznych… Pies może być spaniałym rehabilitantem ludzi starszych. Jeśli senior ma problemy ze sprawnością ruchową, wówczas na pomoc przychodzi wesoły, zawadiacki, energiczny pies, który motywuje starszych do aktywności. Już zabawa z nim na powietrzu, czy choćby spacer na smyczy działa na seniora pozytywnie: pobudza stawy i mięśnie do pracy, otwiera klatkę piersiową i tym samym pozwala lepiej organizmowi się dotlenić. Takie zajęcia z psem sprawdzają się w przypadku chorych na Alzheimera lub z demencją starczą, gdzie ruch pełni ważną funkcję terapeutyczną. Warunek? Psiak musi mieć cechy skrojone na miarę seniora. Te spokojne, z małym temperamentem, dobrze tolerujące dotyk i bezpośredni kontakt fizyczny – nazywam „stacjonarnymi”, tu raczej swojej misji nie spełnią. Ale spełnią w innych przypadkach…
Na przykład w kontakcie z dziećmi?
Dokładnie! Tu dobre będą grupy psów, które tolerują przede wszystkim dotyk obcych ludzi. Często nagły, kurczowy, jak w przypadku dzieci poza normą rozwojową wieku, z różnymi dysfunkcjami czy upośledzeniami, jak choćby porażenie mózgowe, czy zespół Downa. Tacy mali pacjenci siłą rzeczy nie są w stanie kontrolować swojego uścisku, czy w ogóle odruchu… Tu na wysokości zadania musi stanąć pies, który absolutnie akceptuje taki kontakt z człowiekiem, pozwala mu zaingerować w swoją psią strefę komfortu. Ale uwaga: wszystko zależy od stopnia, czy zakresu upośledzenia pacjenta. U dzieci z dysfunkcjami sensorycznymi na ich percepcję zbawiennie zadziała pogłaskanie miękkiej, aksamitnej sierści, ale gorzej poskutkuje kontakt ze szczeciną psa szorstkowłosego. Dlatego psy w dogoterapii dobiera się bardzo indywidualnie, ściśle wedle potrzeb chorego.
A domowe pupile mają na nas taki dobry wpływ?
Naturalnie! Uważam, że każdy człowiek powinien mieć psa albo przynajmniej dążyć do kontaktu z nim. Oczywiście, aby obróciło się to w sukces, musi zajść między człowiekiem, a zwierzęciem chemia. W tej relacji też trzeba porozumienia dusz. Pies nie powinien nas stresować na spacerach, powodować, że chodzimy spięci na samą myśl, co zastaniemy w domu po powrocie z pracy, czy doprowadzać do białej gorączki, bo znowu zjadł nam kotleta z talerza. W każdym razie, jeśli pies nie jest zaburzony i dopasowany do nas temperamentem, wówczas możemy mieć pewność, że nasze życie stanie się o niebo lżejsze. Dobra relacja z psem działa zbawiennie na samopoczucie.
Co psiarz czerpie od swojego psa?
Przede wszystkim odprężenie. Bierze się to z tego, że psy mają wyższą temperaturę ciała od ludzkiego, za to mają wolniejsze tętno. I kiedy taki pies przyjdzie się przywitać ze swoim spiętym po całym dniu właścicielem, człowiekowi natychmiast spada poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu, bo pies dzieli się z nim swoim wewnętrznym ciepłem i wibracjami. A jeśli dodamy do tego psią radość, bezgraniczną wdzięczność, że pan wrócił do stada, niezależnie od tego czy pachnie, czy śmierdzi, czy jest brudny czy czysty… Pies już od progu daje z siebie 200 procent pozytywnych emocji, które działają na człowieka niczym balsam.
Tuląc swojego czworonoga zaczyna czuć się spokojniejszy, pewniejszy siebie, bezpieczniejszy. Albo wręcz odwrotnie: czuje, że otrzymuje od niego zastrzyk energii i chęci do życia. Bo pies przecież motywuje do wyjścia na spacer, sprawia, że czujemy się potrzebni, a to działa terapeutycznie na system nerwowy smutasów i ludzi zrezygnowanych. Dlatego kontakt z psem powinien być przepisywany na receptę (śmiech). I to zarówno nerwusom, ale też osobom borykającym się z depresją. Tak seniorom, jak i małolatom. Bo pies – niezależnie od rasy – to lek na całe zło.
A co, jeśli nie mamy psa?
Są różne możliwości. Można w ramach wolontariatu w placówkach tj. schroniska dla bezdomnych psów, czy fundacje, udzielać się charytatywnie. Albo częściej chodzić na herbatę do sąsiadki, która ma psa (śmiech). Tak najszczerzej… to chyba najtrudniejsze pytanie z całego wywiadu. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo zawsze miałam psa. I każdemu życzę czterech łap na co dzień!