W pobliżu jeziora znajduje się tzw. Kamień Filaretów, na którym napisano fragment Mickiewiczowskiej ballady „Świteź”
Miasto, które nie chciało się poddać
Wśród miejscowego ludu od zawsze krążyła opowieść o tym, że w miejscu, które zajmuje wodna toń, przed wiekami istniało niezwykle urokliwe miasto. Władzę sprawowała w nim książęca rodzina Tuhanów. Kiedy wojska ruskie obległy pobliski Nowogródek, w tamtych czasach będący stolicą Litwy, Mendog, Wielki Książę Litewski zwrócił się do Tuhana o pomoc. Władca Świtezi stanął przed dylematem: pośpieszyć krewnemu z odsieczą z całym wojskiem, czy pozostawić na miejscu drużynę do obrony grodu? Siły, którymi rozporządzał, były za małe, aby sprostać obu wyzwaniom. Za radą córki, która miała widzenie anioła, broniącego jej rodzinnego miasta, postanowił wyruszyć do Nowogródka z całą armią. W Świtezi pozostały jedynie kobiety, dzieci i starcy. Niebawem jednak miasto obległy zwycięskie hufce z Rusi. Od hańby i niewoli mieszkanki Świtezi wolały śmierć zadaną własną ręką. Księżniczka Świtezianka poprosiła Boga o pomoc. I nagle ziemia usunęła się jej spod nóg. Miasto zginęło w odmętach, a w wodzie wyrosły rośliny o białych kwiatach – lobelie, w które przemieniły się mieszkanki Świtezi. Najeźdźcy z Rusi, będący pod wrażeniem urody kwiatków, zrywali je całymi garściami, wili z nich wianki, a potem dekorowali swe szyszaki. I… umierali pokonani przekleństwem dzielnych kobiet. Okoliczny lud do tej pory nie tyka tej rośliny, zwanej „car zielem”. Zresztą od 1918 roku jezioro jest rezerwatem przyrody, nie wolno więc zrywać roślin (zresztą trochę strach!). Ale w kuracji ziołowej możemy użyć hodowanej lobelii bulwiastej: odmiany amerykańskiej o ozdobnych błękitnych kwiatach. Ta lobelia jest przydatna w leczeniu astmy i w terapiach antynikotynowych.
To miejsce, gdzie przyroda wciąż jest dzika i nieujarzmiona
Nimfy – mieszkanki niezwykłego jeziora
Okoliczni mieszkańcy wierzą też, że głębie jeziora zamieszkują śliczne nimfy, zwane świteziankami. Taka tajemnicza postać pojawia się i w kolejnej balladzie Adama Mickiewicza „Świtezianka”. To ona wystawiła na próbę wierność kochanka, strzelca z pobliskiego boru. Chłopak podążył w odmęty za nieznaną pięknością, w którą – jak się okazuje – przemieniła się jego kochanka. Za złamanie przysięgi wierności strzelec ma pokutować pod modrzewiem przez tysiąc lat. Czy podczas nocnego spaceru nad jeziorem usłyszymy jego jęki i zobaczymy cień dziewicy, pląsający na falach? Nawet jeśli nam się to nie uda, to w Świtezi odważni mogą wykonać rytuał uwolnienia się od złudzeń. Szczególnie przyda się to osobom, które ciągle błędnie oceniają ludzi, ich intencje i uczucia. W księżycową noc nadzy zanurzmy się trzykrotnie w wodzie (razem z głową), za każdym razem powtarzając zaklęcie: Chcę widzieć wszystko takim, jakie jest. Niech moja myśl będzie tak czysta i jasna, jak woda Świtezi. Jeśli rytuał odniesie skutek, w przyszłości zaoszczędzimy sobie wielu przykrości i rozczarowań.
Cudowne właściwości niezwykłej wody
Krystalicznie czysta woda Świtezi to wspaniałe ukojenie dla oczu, zmęczonych pracą przy komputerze. Dlatego jeśli przyjedziemy w te okolice, kilka razy dziennie po siedem razy zanurzmy się w jeziorze z otwartymi oczami. Prawie natychmiast poczujemy ulgę, oczy po prostu odżyją, zniknie wrażenie piasku za powiekami. Po kąpieli oczu skierujmy spojrzenie w dal, na przeciwległy brzeg jeziora. Potem szybko popatrzmy na czubek własnego nosa. To proste, naprzemienne ćwiczenie warto powtórzyć 9 razy. Potem wykonajmy krążenie gałkami ocznymi: 9 razy w lewo i 9 razy w prawo, patrząc przed siebie. Powtórzmy to ćwiczenie, odchylając głowę do tyłu i spoglądając w niebo. Może uda się otworzyć trzecie oko? A nuż wrócimy znad Świtezi z darem jasnowidzenia?
Maria Rojek