Wiedzą to przedsiębiorcze gwiazdy, które wciskają swym obserwatorom „cudowne” – rzecz jasna bajecznie drogie – specyfiki, mające odmienić ich życie. Pół biedy, jeśli to środki na odchudzanie czy piękną skórę. Ale gdy jakaś influencerka o milionowych zasięgach zmienia swój Instagram w gabinet lekarski, robi się niebezpiecznie…
Doda zachwala żelki
Doda (Wodnik), której Jowisz przewędrował właśnie przez ascendent, wypuściła nowy hit. Tym razem nie przebój muzyczny, a medyczną sensację, być może na miarę Nobla. Kilka tygodni temu na swoim Instagramie wokalistka opowiedziała, że zdiagnozowano u niej chorobę Hashimoto. I jak to niezależny Wodnik, zamiast słuchać lekarzy, wzięła swą tarczycę we własne ręce.
– Nie brałam ani jednego leku, postanowiłam wyleczyć się tylko i wyłącznie metodą niekonwencjonalną – a właściwie, moim zdaniem, jedyną skuteczną – czyli zdrową dietą i suplementami.
– mówi. Nie koniec na tym. Obserwowała swoje koleżanki, które też chorowały, ale w przeciwieństwie do niej brały leki. Efekt? Ona zdrowa, one nadal chore. To było jak objawienie. Zrozumiała, że nie ma sensu chodzić do lekarzy, bo ci na niczym się nie znają. W przeciwieństwie do niej. A że ma serce na dłoni, to się tą wiedzą ze światem podzieli.
Wymyśliła swój, jeszcze bardziej super suplement: hashi-żelki, sygnowane „Doda”. Nie dość, że mają leczyć niedoczynność tarczycy wywołaną chorobą, to jeszcze dbają, żeby talia była XS. Co w nich takiego cudownego? Ano nic: jod, selen i witamina D3. Endokrynolodzy biją na alarm. Tłumaczą, że Hashimoto nie da się wyleczyć suplami, które z definicji nie leczą, a uzupełniają niedobory w diecie. A odpowiednio promowane – niedobry w kasie Dody.