Dr Maja Herman jest znaną medinfluencerką, na instagramie i tik-toku promuje tematykę zdrowia psychicznego, rzadko gryzie się w język i teraz powiedziała „dość celebrytom wypowiadającym się o zdrowiu!”
Migiem zebrano więcej pieniędzy niż trzeba, za Herman murem stanęły media i połowa Internetu. Szybko się jednak okazało, że w filmie Pawlikowskiej nie ma nic więcej ponad to, o czym pisały wszystkie mainstreamowe media w lipcu i sierpniu, kiedy upubliczniono pracę pt. „Serotonionowa teoria depresji” o tym, że zaburzenie niekoniecznie wynika z niedoboru serotoniny. Tylko że wtedy pozwów nie było. Dziś te same media przyłączają się do chóru oburzonych.
Wygląda na to, że Pawlikowskiej dostało się za „całokształt”. A zwłaszcza za wydaną w 2016 roku książkę o własnych zmaganiach „Wyszłam z niemocy i depresji. I ty też możesz”, gdzie wspominała o tym, w co wierzy: pozytywnym myśleniu i byciu kowalem swego losu. Najnowszy film – długi, trwa 45 minut – jest zrobiony już porządnie, z przypisami do badań i odautorskimi zastrzeżeniami, ale większość z krytyków wcale go nie obejrzała - nawet na przyspieszonych obrotach, co jest sensownym rozwiązaniem, jeśli chce się wydać wyrok. Skala nagonki okazała się gigantyczna, autorka pisała o groźbach i bała się wyjść z domu, a ludzie zachowywali się, jakby nigdy nie czytali o skutkach ubocznych w ulotkach.