Dlaczego tak wiele inteligentnych, silnych kobiet wpada w pułapkę wyniszczających związków, przy których małżeństwa portretowane w serialach komediowych z lat 50. XX wieku wydają się niezwykle postępowe? Dlaczego tak trudno przychodzi nam dostrzec prawdziwe oblicze tych relacji?
Uważam, że istnieją trzy główne przyczyny epidemii gaslightingu, które stanowią ważny zestaw komunikatów w naszej kulturze i wykraczają daleko poza nasze indywidualne powody pozostawania w relacjach gaslightingowych.
1. Całkowita zmiana roli kobiet i ostry sprzeciw wobec tej zmiany
Jeśli chodzi o damsko-męskie relacje romantyczne i zawodowe, nie należy zapominać, że rola kobiet zmienia się błyskawicznie i gwałtownie. Ostatnim razem do takiej dramatycznej zmiany doszło podczas drugiej wojny światowej, gdy mężczyźni zostali wcieleni do wojska, a ich pracę zaczęły wykonywać przeważnie kobiety. W odpowiedzi na nabycie przez nie nowej siły ekonomicznej Hollywood wyprodukowało kilkanaście filmów poruszających temat gaslightingu, między innymi Gasnący płomień z Ingrid Bergman i Charlesem Boyerem.
W filmach tych potężni, czarujący mężczyźni oszukiwali silne, a jednak bezbronne kobiety, przekonując je do rezygnacji z własnego punktu widzenia – taki typ relacji wydawał się mieć związek z gwałtownymi zmianami w oczekiwaniach i doświadczeniach obu płci. Zarówno w erze powojennej, jak i obecnie kobiety nagle zdobyły nową siłę w życiu zawodowym i osobistym – ta zmiana ról mogła zostać odebrana zarówno przez nie, jak i przez ich partnerów, jako zagrożenie.
Pomimo dopiero co odkrytej swobody podejmowania pracy zawodowej, ubiegania się o różne stanowiska i uczestnictwa w życiu publicznym wielu kobietom nadal zależało na takiej czy innej wersji tradycyjnego związku, na silnym mężczyźnie, który by im przewodził i zapewniał wsparcie. Także liczni mężczyźni w pewnym zakresie czuli się zagrożeni tym, że kobiety zaczęły się domagać równego prawa głosu, zarówno w sferze publicznej, jak i prywatnej.
Co za tym idzie, sądzę, że niektórzy mężczyźni zareagowali próbą kontrolowania tych samych silnych, inteligentnych kobiet, które tak przyciągały ich uwagę. W odpowiedzi na to niektóre kobiety aktywnie się „przeprogramowały” tak, aby uzależnić się od swoich partnerów i zyskać w ten sposób nie tylko wsparcie psychiczne, ale też poczucie własnego ja („Kim ja w ogóle jestem?”). I tak powstało całe pokolenie gaslighterów i ofiar gaslightingu.
Paradoksalnie ten sam ruch feministyczny, który dał kobietom więcej możliwości, pomógł także wywrzeć presję na wiele z nas – oczekiwano, że będziemy silne i niezależne, że będziemy odnosić sukcesy, że staniemy się teoretycznie odporne na jakąkolwiek przemoc ze strony mężczyzn. W rezultacie kobiety, które padają ofiarą gaslightingu oraz innych relacji przemocowych, mogą odczuwać podwójny wstyd – po pierwsze, dlatego że pozostają w złym związku, a po drugie, ponieważ nie spełniają narzucanych sobie norm siły i niezależności. Jak na ironię, kobiety mogą uznać idee, które miały im służyć jako wsparcie, za przesłankę do tego, aby nie prosić o pomoc.
2. Niepohamowany indywidualizm i towarzysząca mu izolacja
Tradycyjne społeczeństwa nie oferują zbyt wiele przestrzeni do rozwoju osobistego, natomiast w przypadku większości ludzi świetnie się sprawdzają, jeśli chodzi o ich ugruntowywanie w bezpiecznej sieci relacji. Nie twierdzę, że kobiety nigdy nie doświadczały izolacji w związkach małżeńskich, ale miały dostęp do szerszego wachlarza więzi rodzinnych, a także rytuałów społecznych, które dawały im poczucie przynależności do większej wspólnoty.
Nawet we współczesnym, zindustrializowanym społeczeństwie obie płcie nie dalej jak kilka dekad temu dysponowały znacznie szerszym dostępem do sieci społecznych: związków zawodowych, wspólnot religijnych, lokalnych społeczności i grup etnicznych. Przynajmniej w pewnym zakresie ludzie stanowili część większego uniwersum, w którym każdą jednostkę – nawet małżonka czy pracownika – można było postrzegać w szerszym kontekście.
Obecnie, wraz z wysokim poziomem mobilności indywidualnej i koncentracją społeczeństwa na konsumpcjonizmie, jesteśmy o wiele bardziej odizolowani społecznie. Przebywamy wiele godzin w pracy, gdzie towarzyszący nam ludzie często się zmieniają; czas wolny spędzamy z partnerem lub garstką przyjaciół, a nie jako członkowie wspólnoty religijnej, związku zawodowego czy lokalnej wspólnoty.
W takim kontekście każda jednostka może ulegać silnym wpływom, ponieważ zostajemy odizolowani od innych źródeł informacji i reakcji. Partner wydaje się nam jedynym źródłem wsparcia psychicznego; pracodawca sprawia wrażenie, jakby niepodzielnie władał naszym dostępem do poczucia zawodowej wartości; przyjaciel może stanowić jeden z nielicznych kontaktów z ludźmi w zabieganym i odizolowanym życiu. W rezultacie cała nasza potrzeba aprobaty koncentruje się w tych właśnie relacjach, od których oczekujemy, że dopełnią lub zdefiniują nasze poczucie tego, kim jesteśmy.
W tradycyjnych kulturach dysponowalibyśmy szerokim wachlarzem więzi emocjonalnych, które mogłyby nam pomóc się ugruntować i poczuć stabilnie. We współczesnym społeczeństwie często mamy tylko jedną osobę – partnera, przyjaciela lub krewnego – do której możemy się zwrócić, gdy poszukujemy głębokiego zrozumienia i bliskości, jakich nie może nam zapewnić żadna pojedyncza relacja. Łaknąc potwierdzenia, że jesteśmy dobrzy, kompetentni i mili, a jednocześnie będąc coraz bardziej odizolowani od innych więzi, stajemy się czołowymi kandydatami na ofiary gaslightingu.
3. Kultura gaslightingu
W obecnej sytuacji, gdy odczuwamy znacznie większy niepokój niż kiedykolwiek, coraz łatwiej ulegamy gaslightingowi. Jesteśmy nieustannie bombardowani chaosem wiadomości i informacji, co do których mamy świadomość, że mogą nie być dokładne ani trafne – można je nawet sklasyfikować jako fake newsy albo fakty równoległe. W takich warunkach tracimy pewność co do tego, w co wierzymy, i w rezultacie stajemy się podatniejsi na działania gaslightera.
Incydent z marca 2016 roku dramatycznie ilustruje potęgę gaslightingu oraz jego wszechobecność w naszej kulturze. Menedżerka kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, Corey Lewandowski, została oskarżona o szarpnięcie za ramię reporterki serwisu Breitbarta, Michelle Fields, gdy ta zbliżyła się, aby zadać Trumpowi pytanie. Świadkiem zajścia był reporter „Washington Post”, Ben Terris, a później potwierdzono je także za pomocą nagrania wideo opublikowanego przez lokalną policję, która ostatecznie oskarżyła Lewandowski o naruszenie nietykalności cielesnej. Terris opisał całe zdarzenie w swojej relacji, ale informacje wyciekły na Twitterze, zanim ją opublikowano.
Sztab Trumpa natychmiast zaczął twierdzić, że do takiego incydentu nigdy nie doszło, Fields cierpi na urojenia, a nagranie wideo wcale nie potwierdza zdarzenia. Był to klasyczny gaslighting – zarówno Fields, ofiara zajścia, jak i Terris, który widział wszystko z bliska i natychmiast po tym wydarzeniu złożył wyrazy współczucia zaatakowanej reporterce, zaczęli wątpić w swoją percepcję rzeczywistości.
„Gdy rozmawiałem z Michelle Fields w zeszłym tygodniu”
pisał Terris w listopadzie 2016 roku,
„powiedziała mi, że zaczęła wątpić we własne zeznania, pomimo że potwierdzały je odniesione przez nią obrażenia”.
Terris przyznał, że i on zaczął kwestionować, co tak naprawdę zobaczył. Relacja reportera na temat zajścia i jego następstw, opublikowana w „Washington Post”, nosiła tytuł: „Wojna sztabu wyborczego Trumpa z rzeczywistością zmusiła mnie do zwątpienia w to, czego byłem świadkiem. Jak marcowy incydent stał się zapowiedzią wielu miesięcy gaslightingu”.
Gaslighting jest zjawiskiem przykrym i sprawia wystarczająco dużo problemów już w kontekście prywatnych relacji. Jednak w tym przypadku liczni politycy i niektórzy dziennikarze zjednoczyli się, próbując nas wszystkich przekonać, że nigdy nie doszło do wspomnianego wydarzenia – pomimo relacji naocznych świadków, a nawet nagrania wideo ukazującego incydent. Ich siła perswazji była tak olbrzymia, że nawet bezpośredni uczestnicy wydarzenia zaczęli wątpić we własne doświadczenia, co dowodzi, że gaslighting w bardziej czy mniej oczywistej formie stanowi w naszej kulturze zatrważającą siłę.
Polityczne zastosowania gaslightingu są wystarczająco niepokojące. Jednak problem tkwi głębiej – w tych aspektach naszego życia, które wydają się bardzo osobiste, a w gruncie rzeczy pozostają pod silnym oddziaływaniem kultury, wciąż zachęcającej nas do uwierzenia w idee wyraźnie nieprawdziwe.
Przemysł reklamowy utrzymuje, że żaden mężczyzna nie pokocha kobiety, która nie dysponuje idealnym ciałem w rozmiarze 34 i doskonale „zrobioną” twarzą – z własnego doświadczenia i obserwacji wiem jednak, że wcale tak nie jest. Personel szkoły mówi moim dzieciom, że nauka jest istotna sama w sobie, i przypomina im, że bez odpowiednich ocen i zdanego egzaminu SAT nie dostaną się do wybranych przez siebie szkół wyższych. Politycy opowiadają nam o powodach swoich działań, po czym nagle zmieniają kurs i podają inne przyczyny, nie dopuszczając nawet do świadomości, że nowa „partyjna linia” jest zupełnie inna od poprzedniej.
Dlatego uważam, że żyjemy w kulturze gaslightingu. Nie jesteśmy zachęcani do odkrywania lub tworzenia własnej rzeczywistości; zamiast tego wymaga się od nas nieustannie, abyśmy lekceważyli własne reakcje i internalizowali te potrzeby i poglądy, które aktualnie są promowane.
Odnajdywanie nowej drogi
Na szczęście istnieje rozwiązanie problemu gaslightingu. Choć odpowiedzi na pytanie, jak uwolnić się od tego okaleczającego syndromu, nie uzyskuje się łatwo, jest ona tak naprawdę prosta. Wystarczy zrozumieć, że już się jest dobrą, kompetentną i miłą osobą, która nie potrzebuje aprobaty wyidealizowanego partnera. Oczywiście, łatwo się mówi, gorzej z realizacją. Gdy jednak zdasz sobie sprawę, że sama możesz zdefiniować poczucie własnego ja – że jesteś wartościowym człowiekiem, który zasługuje na miłość, niezależnie od tego, co myśli o tym gaslighter – wykonasz pierwszy krok ku wolności.
Gdy zrozumiesz, że twoje poczucie własnego ja nie zależy od twojego gaslightera, nabierzesz chęci, aby zacząć dążyć do zakończenia gaslightingu. A ponieważ wiesz, że masz prawo do miłości i dobrego życia, będziesz w stanie zająć odpowiednie stanowisko – albo gaslighter zacznie cię dobrze traktować, albo odejdziesz. Potrzebujesz takiego ruchu, aby się zdystanswać, z jasnością umysłu przyjrzeć się rzeczywistości i odmówić dalszego ulegania bezlitosnej krytyce, żądaniom doskonałości i manipulacyjnym zachowaniom twojego gaslightera.
Niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiesz, masz w sobie głębokie pokłady siły pozwalającej ci uwolnić się od efektu gasnącego płomienia. W pierwszym kroku musisz sobie uświadomić swoją własną rolę w procesie gaslightingu, sposób, w jaki twoje zachowanie, pragnienia i fantazje prowadzą cię ku idealizacji gaslightera i poszukiwaniu jego aprobaty.
fot. shutterstock