To samo pytanie zadają sobie panie, które zamiast dojrzałego partnera mają w domu roszczeniowego mazgaja. Dużego chłoptasia wiecznie pokrzywdzonego przez los i „złą kobietę”. Złą, bo nie gotuje codziennie obiadków i nie dba tak, jak robiła to mamusia!
Pasja Tomasza Lisa
Taki księciunio po - bardzo późnym - powrocie do domu oczekuje pełnej obsługi. Bo mu się należy. Czy tak właśnie wyglądało małżeństwo Kingi Rusin i Tomasza Lisa? Dziennikarza, który imponował inteligencją i profesjonalizmem, aż dopadły go zarzuty, że jako naczelny „Newsweeka” bezlitośnie gnoił podwładnych? - co zresztą stało się przyczyną jego odejścia z głównego nurtu na peryferie Internetu. Ostatnio zebrało mu się na zwierzenia i powiało średniowieczem.
Wprawdzie twierdzi, że nie chciał mieć nigdy „żony od obiadów i nakładania kapci”, więc wybierał kobiety silne i wybitne - pierwsza, Kinga Rusin, a zwłaszcza druga, Hanna Lis, szarymi myszkami nie były - to jednak żali się, że przez 7 lat życia z Kingą obiady jadał zawsze w stołówce. Poza weekendami, gdy chodzili razem do restauracji. Nie wiadomo, jak miałby jadać w domu, skoro wracał po 21.00, bo po wieczornych „Faktach” wybierał siłkę i jogging. Ale przecież miał pasję! To w końcu ważniejsze niż żona i dwie córki.