Astrologia finansowa - co mówi o inflacji?
Inflacja polega na tym, że pieniądze tracą wartość. Jeśli to robią powoli, tak że tego nie zauważamy, nazywa się to inflacją pełzającą. Ale inflacja może też być galopująca i wtedy pieniądze tracą wartość tak szybko, że trzeba je od razu wydać, bo trzymać ich w banku lub w portfelu nie ma sensu.
Czy istnieje dobra inflacja?
Może być odwrotnie: kiedy pieniądze nabierają wartości z czasem. Takie zjawisko nazywa się deflacją. Kiedy tak się dzieje? Gdy na przykład pieniądz jest złoty – monety są złote, a banknoty i lokaty w pełni wymienialne na złoto – a tego złota nie przybywa. Wtedy, skoro pieniądz sam z siebie nabiera wartości, trzeba go trzymać i jeśli coś za niego kupować, to jak najmniej. Przez to gospodarczy ruch jest mały i opłaca się produkować rzeczy możliwie trwałe i solidne, np. suknie, które będą nosić wnuczki po babkach.
Deflacja sprzyja niezmienności i tradycji, dlatego marzą o niej konserwatyści. Astrologom natychmiast kojarzy się ona z wpływem Saturna! W Polsce mieliśmy niedawno kilka lat, kiedy była niewielka deflacja, tzn. ceny średnio malały, a wartość pieniądza (trochę) rosła. Tak było w latach 2014–16. Czy tamten czas wspominamy dobrze? Chyba nie. W polityce wrzało, ludzie chodzili wściekli, rząd – tworzyły go partie PO i PSL – tracił panowanie nad sytuacją i w końcu władzę wzięła opozycja, czyli PiS.
Za najbardziej korzystną uważana jest umiarkowana inflacja, około 2 procent rocznie. Pozwala ona sensownie wydawać pieniądze, inwestować je i oszczędzać. Odkąd pieniądz nie ma związku z czymkolwiek materialnym (np. ze złotem), ma skłonność popadać w inflację szaloną. Inflacja łatwo też przenosi się z kraju do kraju.
Ekonomiści na całym świecie myślą głównie o tym, jak utrzymać inflację pod kontrolą. Były momenty w historii, kiedy inflacja była wręcz lawinowa. Tak było w Polsce (i jeszcze gorzej w Niemczech) zaraz po I wojnie światowej. Tamtej lawinie tamę położyła reforma Grabskiego: zdewaluowaną markę zastąpiono złotym polskim, w stosunku 1 zł = 1 800 000 marek.