Wróżkę bardzo smuci i irytuje, że wiele lęków i stresów ludzie fundują sobie sami.
– Tak często obrzucają się klątwami – mówi. – Siostra siostrę, sąsiad sąsiada... Bo jej się lepiej powiodło. Bo on ma ładniejszą żonę... Wynajmują „specjalistę” od czarnej magii albo rzucają uroki sami, różnie bywa.
Całkiem niedawno zgłosiła się do niej niemłoda już kobieta – nazwijmy ją Krystyna – na którą klątwę rzuciła sąsiadka. Sąsiadka miała gromadkę dzieci, ale bieda w domu aż piszczała, a Krystyna była zamożna, ale bezdzietna. Bardzo chciała urodzić dziecko, robiła badania. Gdy lekarz powiedział jej, że nie ma żadnych szans na ciążę, poprosiła o pomoc Beatę Dymkę. Wróżka szybko się zorientowała, jakie jest źródło jej nieszczęść. Zdjęła klątwę, nauczyła Krystynę, jak się chronić, aby niczyje złe myśli i słowa więcej jej nie zaszkodziły, i rok później Krystyna urodziła dziecko.
Wrodzony talent
Umiejętność radzenia sobie z klątwami, podobnie jak umiejętność wróżenia, Beata Dymka zawdzięcza ciotecznej babce ze strony ojca. Kiedy była dziewczynką, ciotka przepowiedziała jej, że zostanie wróżką. Beata puściła te słowa mimo uszu, kiedy jednak miała 15 lat, przepowiednię przypomniała jej mama. Robiła akurat coś nudnego i żeby ożywić atmosferę, powiedziała: – Postaw mi, córciu, karty. Zobaczymy, czy w ogóle coś potrafisz.
Pani Beata nie zapomni tego dnia do końca życia: rozłożyła karty – zwykłe, bo o tarocie jeszcze wtedy nie słyszała, i same z jej ust wypłynęły słowa: „Wyjedziesz w daleką podróż, i to szybko”.
– Mama nigdzie się wtedy nie wybierała – wspomina pani Beata. – Ale nad morzem miała koleżankę, która wkrótce ją zawiadomiła, że ma dla niej pracę za dobre pieniądze. No i mama na kilka miesięcy wyjechała z Ostrowca...
Można powiedzieć, że wiedza ezoteryczna przychodziła do przyszłej wróżki sama. Jeszcze jako dziecko pani Beata spotkała Japończyka, który znał feng shui. Zaproponował, że nauczy ją czegoś ciekawego. Dogadywali się jakoś po angielsku; on dużo rysował, ona wiele rzeczy czuła intuicyjnie. Łatwo zapamiętywała wszystko, czego się dowiadywała. Innym razem, kiedy wyjechała do pracy do Niemiec, przypadkowo poznany węgierski uzdrowiciel wyszkolił ją na bioterapeutkę.
Runiczne receptury
Już po tym, jak zaczęła wróżyć z kart, zainteresowały ją runy. Poszła na kurs. Uważa, że nic tak skutecznie nie wzmacnia i nie pomaga w kłopotach, jak runiczne amulety i talizmany. Zrobiła ich wiele – dla siebie, rodziny, klientów. Wiele lat sprawdzała ich działanie. Teraz ma sprawdzone „recepty” na to, jak należy je łączyć, aby osiągnąć upragniony rezultat. Uruz i Berkano, na przykład, pomagają zajść w ciążę, a Ingaz i Berkano chronią kobietę i jej brzuch aż do szczęśliwego rozwiązania.
Beata Dymka jest „matką” kilkudziesięciu maluchów, których, zdaniem lekarzy, miało nie być.
Trochę więcej niż rok temu zgłosiła się do niej kobieta z pytaniem, czy kiedykolwiek będzie miała dziecko, bo lekarze mówią, że nie. Wróżka coś tam po swojemu odczyniła, dała talizman, położyła tarota. – Urodzi pani 19 lub 21 czerwca – powiedziała. 21 czerwca 2008 roku odebrała telefon: – Jestem matką! – krzyknęła jej klientka jeszcze z sali porodowej.
Bajeczne przepowiednie
Ludzie od lat pytają wróżkę o zdrowie, miłość, pieniądze, a ostatnio – coraz częściej – o niejasne życiowe sytuacje.
– Miałam ciocię – opowiada pani Beata – którą ZUS nagle „uzdrowił” z astmy i odebrał jej po piętnastu latach rentę inwalidzką. Przyszła do mnie załamana i prosi: „Zobacz, z czego będę żyć, czy uda mi się załatwić jakiś zasiłek”. Rozłożyłam karty i oczom nie mogłam uwierzyć. Tarot mówił, że ciocia wyjedzie za granicę, a potem będzie bardzo, bardzo bogata. Dostanie pieniądze od mężczyzny, który będzie ją traktował jak córkę.
Na spełnienie przepowiedni nie trzeba było długo czekać. Znajoma, która pracowała we Włoszech, załatwiła tam ciotce pracę: opiekę nad starszym małżeństwem. Schorowana kobieta wkrótce umarła, a mężczyzna – po amputacji nogi, z cukrzycą i niegojącą się raną – żył jeszcze dwa lata. Ciotka pani Beaty opiekowała się nim do końca, a on, z wdzięczności, zapisał opiekunce cały majątek. – Bajka! Od tamtej pory najlepszym moim „pijarowcem” jest ciocia – śmieje się Beata Dymka.
Karty nieustannie ją zaskakują. Kilka lat temu wyszła drugi raz za mąż. Z pierwszego związku ma nastoletnie dziecko, z drugiego – dwuletniego synka. Wywróżyła go mężowi, kiedy jeszcze nie myślała, że będzie jej mężem. Wywróżyła go teściowej, kiedy nawet jej się nie śniło, że kobieta zostanie jej teściową. Dopiero gdy zaszła w ciążę, uświadomiła sobie, że mówiła im o swoim własnym dziecku, które najpóźniej pojawiło w układzie postawionym samej sobie. Dziwne karty, ten tarot...
fot. Sławek Kubala