Ach, jak my lubimy lato, kiedy moc Słońca jest największa. Grzejemy się w jego promieniach, opalamy się, rozsuwamy szeroko zasłony, by rozświetlić pokoje. Jednak ta miłość do Słońca jest w większej części zarezerwowana tylko dla nas – wiecznie zziębniętych północnych Europejczyków.
Pierwotni ludzie mieli skórę czarną lub przynajmniej ciemną. My w trakcie ewolucji straciliśmy ochronny barwnik – melaninę. Nasza skóra stała się jasna, by łatwiej pochłaniać światło, pod którego wpływem tworzy się witamina D. Słońce jest zatem dla nas, choć nie w nadmiarze, eliksirem zdrowia.
Kiedy Słońce pali ogniem.
Jednak w krajach Bliskiego Wschodu i basenu Morza Śródziemnego, w miejscach, gdzie powstawała astrologia, Słońce nie jest już tak jednoznacznie dobre. To tylko my, bladzi przybysze z północy, upieramy się, by leżeć, niemal goli, na piaszczystych plażach Krety albo w Egipcie. Mądrzy tubylcy chronią się pod dachem i okrywają od stóp do głów. A najbardziej słoneczną porę dnia przeznaczają na sjestę.
Przeczytaj także: Jak burzy się słońce?
Tam lato nie jest czasem, kiedy wszystko rośnie. Przeciwnie, ono przynosi upał i zgubną dla roślin suszę. Zboże zbierane jest już w maju lub czerwcu, później ze ściernisk unosi się pył, a kto żyw, chroni się w cieniu. Ludzie zaś aktywizują się tylko o świcie i wieczorem.